Krótka relacja z rejsu Gdynia - Łeba - Gdynia

Rejs zaczelismy w sobotę 6 września, przejęciem żaglówki - s/y Coriolis - w porcie jachtowym w Gdyni. Pogoda plażowa, łódka w doskonałym stanie, wieć zapowiada się nieźle.
Załoga nie jest jeszcze w komplecie, ponieważ 2 załogantów ma dojechać w sobote, ale we czwórkę
wypłynęliśmy na 2 godzinki na zatokę, przetestować czy wszystko działa.
Rankiem w niedziele dojechała reszta załogi i wypłynęliśmy ok. 1200, do Władysławowa. Wiaterek 3-4B E-NE,
pogoda słoneczna, troche problemem były sieci których po drodze było mnóstwo, troche drooogi musieliśmy
nadrabiać. Za Helem odłożyliśmy się na kurs do Władysławowa, wiaterek E 4B, słońce, ciepło,
gitara i żeglarskie piosenki - bajka.

Do Władka weszliśmy ok. 2000 - obyło się bez niespodzianek.
Niespodzianką jednak okazała się UKF-ka, niby działała, ale okazało się że nikt nas nie słyszy -
brak możliwosci nadawania. Władysławowo - port typowo rybacki, wygodne miejsca do cumowania, łazienki
(na przeciwko bosmanatu - czynne do 22). Następnego dnia, do 1200 zwiedziliśmy co się dało
- polecam wieże domu rybaka, naprawde ciekawy widok i fajne wojskowe lornetki.
Jednak architektura miasteczka przez ostatnie 50 lat została tak zaśmiecona, że ...szkoda gadać.

Około 1400 wyszliśmy do Łeby, chciałem abysmy się tam znależli przed nocą, ale wchodziliśmy jak już prawie
zapadły ciemności. Pływanie znowu plażowe, wiaterek w plecy (E 4-5 B), słoneczko, szanty...
Wejście do Łeby - wygodny nabieżnik, prowadzi jak po sznurku. Jednak troszke nerwów było,
zaraz za pławą ŁEB, na torze podejściowym, prawie wjechaliśmy w czarną chorągiewkę
(w nocy wszystkie są czarne), tuż przed główkami widze że tam ładna 'choinka' pracuje paredziesiąt
metrów za główkami. W UKF-ce słyszymy, że o nas mówią, i na widzą na radarze, więc decyduje się na
przepłynięcie koło pogłębiarki mimo, że widać 2 czerwone światełka na burcie. 'Obwołali' nas pogranicznicy,
dalej bosman portu z budki wyskoczył, troche słusznie ochrzanił, i popłynęliśmy do pustego basenu
jachtowego. Piwko, słuszne speghetti na kolacje i poszliśmy spać.

Łeba
Polecam Port pod każdym względem, marina z prawdziwego zdarzenia, ładne miasteczko. Pare prac bosmańskich
było do wykonania, i co najważniejsze chcieliśmy uruchomić radio. Za radio wziął się Marek i do popołudnia
działało, co prawda nie wiadomo na jak długo to przeczyszczenie styków w środku starczy, ale na razie
działa. Przeszedłem się do bosmanatu portu, po prognoze i się wywiedzieć jaki to atrakcje tego wieczora
planuje pogłębiarka. Warto się przejść zagadać i zobaczyć co widzi na radarze bosman, co widzi na monitorach.
Troche się tam nudzą więc z chęcia opowiadają. Niestety oprócz centrum nic nie zwiedziliśmy, wiązało się
to z brakiem czasu, jednak obiadu z rybek sobie nie odmówiliśy.

Planowałem, że popłyniemy do Ustki jednak 3-dniowa prognoza przewidywała wiatry E-NE 4-5B więc na piątek
moglibysmy nie zdążyć tak jak planowałem do Helu. Wieczorkiem bez problemu wyszliśmy i skierowaliśmy się
na wschód. Droga pod pierwszy raz pod wiatr więc troche nas pobujało, lecz tuz przy Helu znowu jazda z wiatrem.
Było ciekawie, rybacy, statki, mozna było popodziwiać ćwiczenia z lądowania helikoptera na okręcie,
Po 28 godzinach w czwartek o godz. 0100, zacumowaliśmy na Helu.
HEL

W tym porcie już bardziej spartańsko, niewiele wygód, łazienki po sezonie czynne w godz 0800-1000, cumowanie przy
normalnym nabrzeżu potrowym. Byliśmy jednym z trzech, a puźniej jedynym jachtem w basenie 'jachtowym' -
przez co wzbudzaliśmy wśród spacerowiczów niemałe, zainteresowanie, dla nich Bartek zrobił mały show
; przy użyciu kamizelki, EBIRB-a i lornetki. :-)))

Zwiedziliśmy muzum rybackie, fokarium, latarnie morską, i zjedliśmy obiad w ciekawej (ponoć snobistycznej) knajpie
'Maszoperia' obiadek (ceny posezonowe nawet przystępne, co w połączeniu z wystrojem sprawia że restauracja
jest godna polecenia). Wracjąc w zatoczce koło portu można było zobaczyć kuterek, poławiający ryby:

Nazajutrz wyszliśmy o 0600, i skierowaliśmy się do Gdańska. Postanowiliśmy przepłynąć przez port i na
pare godzin pobyć w mieście. Od głowek portu do mariny w centrum płynie się 1 h na silniczku i w cale
sie nie nudzi, jest na co popatrzeć. W centrum te pare godzin starczyło tylko na zwiedzenie Muzeum Morskiego
i statku 'Sołdek'.

Obiadek i ok.. 1400 oddaliśmy cumy i skierowaliśmy się do Gdyni, niestety zero wiatru (co
widać na zdjęciach), więc diesel grot góra, i ok 1930, ze śpiewem na ustach, mijaliśmy główki portu
jachtowego w Gdyni. Wieczorem...cóż każdy wie co się robi ostatniego wieczoru rejsu...

Rano klar, pożegnania i po południu przyjeliśmy kurs na Warszawke (a co niektórzy na Katowice)
Podsumowanie:
Rejs 7 dni, w sumie wyszło 55h pływania. Dużo nowego doświadczenia, dużo wejść/wyjść z portów,
super załoga (rejs kabaretowo-stażowy). Jak na pierwsze 'skipperowanie' lepiej się nie mogło udać.
Zdjęcia Tomek Ładyko, Bartek Zass.